Sprzedawanie chorób: przemysł farmaceutyczny i szerzenie chorób

Na zdrowych ludziach, którzy wierzą, że są chorzy, można zarobić dużo pieniędzy. Firmy farmaceutyczne sponsorują choroby i promują je wśród lekarzy przepisujących leki i wśród konsumentów. Ray Moynihan, Iona Heath i David Henry podają przykłady „podrzucania chorób” i sugerują, jak zapobiegać rozwojowi tej praktyki

 

Można sporo zarobić na mówieniu zdrowym ludziom, że są chorzy. Niektóre formy medykalizacji zwykłego życia można obecnie lepiej opisać jako szerzenie chorób: poszerzanie granic uleczalnych chorób w celu poszerzenia rynków dla tych, którzy sprzedają i dostarczają leczenie. , Firmy farmaceutyczne aktywnie angażują się w sponsorowanie definicji chorób i promowanie ich zarówno wśród lekarzy przepisujących leki, jak i konsumentów. Społeczna konstrukcja choroby zostaje zastąpiona korporacyjną konstrukcją choroby.

Podczas gdy niektóre aspekty medykalizacji są przedmiotem ciągłej debaty, mechanizmy propagowania chorób przez korporacje i jego wpływ na świadomość społeczną, praktykę medyczną, zdrowie ludzkie i budżety krajowe spotkały się z ograniczoną krytyczną analizą.

W przypadku wielu kategorii chorób wyłoniły się nieformalne sojusze obejmujące pracowników firm farmaceutycznych, lekarzy i grupy konsumenckie. Pozornie zaangażowane w podnoszenie świadomości społecznej na temat niezdiagnozowanych i niedostatecznie leczonych problemów, sojusze te mają tendencję do promowania poglądu na ich szczególną chorobę jako powszechną, poważną i uleczalną. Ponieważ te kampanie „świadomości chorób” są powszechnie powiązane ze strategiami marketingowymi firm, ich celem jest poszerzanie rynków dla nowych produktów farmaceutycznych. Alternatywne podejścia – podkreślające samoograniczającą się lub stosunkowo łagodną naturalną historię problemu lub znaczenie osobistych strategii radzenia sobie – są bagatelizowane lub ignorowane. Jak zauważyła nieżyjąca już pisarka medyczna Lynn Payer, podżegacze chorób „podżegają naszą pewność siebie”.

Chociaż niektórzy sponsorowani profesjonaliści lub konsumenci mogą działać niezależnie, a wszyscy zainteresowani mogą mieć honorowe motywy, w wielu przypadkach formuła jest taka sama: grupy i/lub kampanie są organizowane, finansowane i wspierane przez interesy korporacji, często za pośrednictwem ich infrastruktury public relations i marketingowej .

Punkty podsumowujące

  • Niektóre formy „medykalizacji” można obecnie lepiej opisać jako „podżeganie do chorób” – poszerzanie granic uleczalnych chorób w celu poszerzenia rynków dla nowych produktów
  • Sojusze producentów farmaceutycznych, lekarzy i grup pacjentów wykorzystują media do przedstawiania schorzeń jako powszechnych i poważnych
  • Podejmowanie chorób może obejmować przekształcanie zwykłych dolegliwości w problemy medyczne, postrzeganie łagodnych objawów jako poważnych, traktowanie problemów osobistych jako medycznych, postrzeganie ryzyka jako choroby oraz formułowanie szacunków dotyczących rozpowszechnienia w celu maksymalizacji potencjalnych rynków
  • Informacje o chorobach finansowane przez korporacje należy zastąpić informacjami niezależnymi

 

Kluczową strategią sojuszy jest kierowanie do mediów informacyjnych historii mających na celu wzbudzenie strachu w związku z danym schorzeniem lub chorobą i zwrócenie uwagi na najnowsze metody leczenia. Sponsorowane przez firmę rady doradcze dostarczają „niezależnych ekspertów” zajmujących się tymi historiami, grupy konsumenckie zapewniają „ofiary”, a firmy public relations dostarczają mediom pozytywne informacje na temat najnowszych „przełomowych” leków.

Niewłaściwa medykalizacja niesie ze sobą niebezpieczeństwa związane z niepotrzebnym etykietowaniem, złymi decyzjami dotyczącymi leczenia, chorobami jatrogennymi i marnotrawstwem ekonomicznym, a także kosztami alternatywnymi, które powstają w przypadku przekierowania zasobów na leczenie lub zapobieganie poważniejszym chorobom. Na głębszym poziomie może pomóc w podsycaniu niezdrowych obsesji na punkcie zdrowia , zaciemnianiu lub mistyfikacji socjologicznych lub politycznych wyjaśnień problemów zdrowotnych i skupianiu nadmiernej uwagi na rozwiązaniach farmakologicznych, zindywidualizowanych lub sprywatyzowanych. W sposób bardziej namacalny i bezpośredni koszty nowych leków skierowanych do zasadniczo zdrowych osób zagrażają rentowności powszechnych systemów ubezpieczeń zdrowotnych finansowanych ze środków publicznych.

Niedawne dyskusje na temat medykalizacji uwypukliły ograniczenia wcześniejszych krytyk dotyczących obezwładniającego wpływu potężnego establishmentu medycznego. Współcześni autorzy argumentują, że ludność świecka stała się bardziej aktywna, lepiej poinformowana o zagrożeniach i korzyściach, w mniejszym stopniu ufa autorytetom medycznym i mniej biernie akceptując rozszerzanie się jurysdykcji lekarskiej na ich ciała i życie. Chociaż poglądy te mogą zwiastować bardziej dojrzałą debatę na temat medykalizacji, erozja zaufania do opinii lekarzy wzmacnia potrzebę szerokiej publicznej kontroli roli przemysłu w tych procesach.

W tym artykule nie mamy na celu kompleksowej klasyfikacji ani ostatecznego opisu rozprzestrzeniania się chorób, ale raczej zwracamy uwagę na ważne, choć niedostatecznie rozpoznane zjawisko. Identyfikujemy przykłady zaczerpnięte z kontekstu australijskiego, ale znane na całym świecie, które luźno reprezentują pięć przykładów szerzenia chorób: zwykłe procesy lub dolegliwości życiowe sklasyfikowane jako problemy medyczne; łagodne objawy przedstawiane jako zwiastun poważnej choroby; problemy osobiste lub społeczne postrzegane jako medyczne; ryzyko rozumiane jako choroba; oraz szacunki dotyczące częstości występowania chorób opracowane w celu maksymalizacji rozmiaru problemu medycznego. Grupy te nie wykluczają się wzajemnie, a niektóre przykłady nakładają się.

Zwykłe procesy lub dolegliwości jako problemy medyczne: łysienie

Medykalizacja łysienia pokazuje wyraźnie przekształcenie zwykłych procesów życiowych w zjawiska medyczne. Mniej więcej w czasie, gdy finasteryd (Propecia) firmy Merck, lek na porost włosów, został po raz pierwszy zatwierdzony w Australii, wiodące gazety zamieściły nowe informacje na temat traumy emocjonalnej związanej z wypadaniem włosów. Globalna firma public relations Edelman zaaranżowała część relacji, ale w dużej mierze pozostawiła swoje odciski palców w powstałych historiach. Artykuł na 4 stronie australijskiej gazety zawierał nowe „badanie” sugerujące, że jedna trzecia mężczyzn doświadczyła pewnego stopnia wypadania włosów, wraz z komentarzami zaniepokojonych ekspertów i wiadomością, że utworzono Międzynarodowy Instytut Badań nad Włosami. Sugerowało to, że utrata włosów może prowadzić do paniki i innych problemów emocjonalnych, a nawet mieć wpływ na perspektywy zawodowe i samopoczucie psychiczne. W artykule nie ujawniono, że zarówno badanie, jak i instytut były finansowane przez firmę Merck i że cytowani eksperci zostali dostarczeni przez firmę Edelman, mimo że informacja ta była dostępna w materiałach reklamowych Edelmana w maju 1998 r.

Chociaż firmie Merck nie wolno reklamować finasterydu bezpośrednio konsumentom w Australii, firma w dalszym ciągu promuje wypadanie włosów jako problem medyczny, za pomocą fal reklam nawołujących łysiejących mężczyzn do „zobaczenia się z lekarzem”. Firma argumentuje, że nie opisuje łysienia jako choroby i że mężczyźni mają uzasadnione prawo do zapoznania się z naukowo udowodnionymi możliwościami powstrzymania wypadania włosów (oświadczenie rzecznika firmy Merck z 7 marca 2002 r.).

Łagodne objawy jako oznaka poważnej choroby: zespół jelita drażliwego

Zespół jelita drażliwego od dawna uważany jest za powszechne zaburzenie czynnościowe i „diagnozę wykluczenia” obejmującą zakres nasilenia objawów, jednak obecnie przechodzi on coś w rodzaju globalnej „przemiany”. Bez wątpienia wiele osób cierpiących na tę chorobę jest poważnie upośledzonych ze względu na objawy, ale wraz z pojawieniem się nowych leków producenci starają się zmienić sposób, w jaki świat myśli o zespole jelita drażliwego.

To, co dla wielu osób jest łagodnym zaburzeniem czynnościowym – wymagającym niewiele więcej niż zapewnienia o jego łagodnym, naturalnym przebiegu – jest obecnie przekształcane w poważną chorobę przyciągającą etykietę i lek, ze wszystkimi związanymi z tym szkodami i kosztami.

Poufny plan „ukształtowania” opinii lekarskiej

Poufny projekt dokumentu, który wyciekł z firmy zajmującej się komunikacją medyczną, In Vivo Communications, opisuje trzyletni „program edukacji medycznej”, mający na celu stworzenie nowego postrzegania zespołu jelita drażliwego jako „wiarygodnej, powszechnej i konkretnej choroby”. Proponowany program edukacyjny na lata 2001–2003 stanowi część strategii marketingowej leku Lotronex (chlorowodorek alosetronu) firmy GlaxoSmithKline.

In Vivo jest jedną z nielicznych firm specjalizujących się we wspieranej przez korporacje „edukacji medycznej”, a plan, który wyciekł, zapewnia rzadki wgląd w ściśle tajny świat promocji leków, z nowym naciskiem na „kształtowanie” opinii medycznej i publicznej na temat najnowszych choroby.

Z dokumentów wynika, że ​​głównym celem programu edukacyjnego jest: „IBS [zespół jelita drażliwego] musi utrwalić się w świadomości lekarzy jako znaczący i dyskretny stan chorobowy”. Pacjentów „należy także przekonać, że IBS jest powszechnym i uznanym zaburzeniem medycznym”. Pozostałe główne przesłania dotyczą promowania nowej „potwierdzonej klinicznie terapii” – Lotronex.

Pierwszym krokiem jest powołanie „Rady Doradczej, składającej się z jednego KOL [kluczowego lidera opinii] z każdego stanu Australii”. Jej główną rolą byłoby doradzanie sponsorom korporacyjnym w zakresie aktualnych poglądów w gastroenterologii i „możliwości ich kształtowania”. Dalsze prace obejmowałyby opracowanie „wytycznych dotyczących najlepszych praktyk” w zakresie diagnozowania i leczenia zespołu jelita drażliwego oraz uczestniczenia w spotkaniach zagranicznych. Inną strategią było wydanie biuletynu w okresie przed wprowadzeniem na rynek, aby „ustabilizować rynek” i przekonać „rynek specjalistyczny”, że schorzenie to jest „poważną i wiarygodną chorobą”.

Lekarzom pierwszego kontaktu In Vivo poleca serię artykułów reklamowych w wiodących magazynach medycznych, zawierających wywiady z członkami rady doradczej firmy, ponieważ „Imprimatur członków [rady] jest nieocenione w uspokajaniu [lekarzy pierwszego kontaktu]. . . że materiał, który otrzymują, jest klinicznie ważny.”

Inne grupy, do których będą kierowane materiały promocyjne, to farmaceuci, pielęgniarki, pacjenci i fundacja medyczna opisana jako mająca już „bliskie relacje” z In Vivo. Na lata 2002–2003 zaplanowano także „program wsparcia pacjentów”, dzięki któremu GlaxoSmithKline „zbierze dywidendę w postaci lojalności, gdy zacznie działać konkurencyjny lek”.

Edukacja medyczna czy marketing?

Chociaż dokument ten jest reklamowany jako plan edukacji medycznej, wyraźnie stanowi część strategii marketingowej Lotronex. Jedna klauzula wyraźnie stanowi, że wszystkie publikacje i rękopisy muszą zostać zatwierdzone przez działy marketingu, medyczne i prawne firmy farmaceutycznej. Dokument wyjaśnia również rolę mediów w zmianie publicznego postrzegania zespołu jelita drażliwego, stwierdzając, że „PR [public relations] i działania medialne są kluczowe dla wszechstronnej kampanii – szczególnie w obszarze świadomości konsumenckiej”.

Niezależnie od uczciwości i kompetencji zaangażowanych specjalistów lub obrońców praw konsumentów, plan ten nie stara się minimalizować znaczenia zaburzenia w przypadku niektórych osób, ale pokazuje, że personel i organizacje sponsorowane przez firmę farmaceutyczną pomagają kształtować opinię medyczną i publiczną na temat tej choroby firma ta kieruje swój nowy produkt. Chociaż firma GlaxoSmithKline argumentowała, że ​​sponsorowanie edukacji może poprawić nawyki lekarzy w zakresie przepisywania leków (komunikacja osobista, 7 marca 2002 r.), konflikt interesów jest oczywisty i potencjalnie niebezpieczny. Oczywiste jest, że głównym celem firmy farmaceutycznej będzie kształtowanie opinii na temat zespołu jelita drażliwego w sposób maksymalizujący sprzedaż jej leków.

W tym przypadku proponowaną kampanię przerwano ze względu na wycofanie leku Lotronex z rynku po zgłoszeniu do amerykańskiej Agencji ds. Żywności i Leków poważnych, a czasami śmiertelnych działań niepożądanych. W niedawnym liście do pacjentów administracja zasugerowała, że ​​masowe stosowanie leku może skutkować większą liczbą śmiertelnych zdarzeń niepożądanych i że wielu pacjentów, u których stan nie jest poważny, może odczuć więcej szkody niż pożytku.

Rozmowy ze znawcami branży i inne opublikowane materiały z branży marketingu leków potwierdzają, że strategie zaproponowane w celu promowania zespołu jelita drażliwego przez In Vivo nie były w niczym wyjątkowe. „Praktyczny przewodnik” opublikowany w zeszłym roku przez brytyjski magazyn Pharmaceutical Marketing wyraźnie podkreślił, że kluczowymi celami okresu przed wprowadzeniem leku na rynek było „ustalenie zapotrzebowania” na nowy lek i „wytworzenie pragnienia” wśród lekarzy przepisujących lek. W przewodniku poinstruowano sprzedawców leków, że być może będzie konieczne „zainicjowanie przeglądu całego sposobu leczenia danej choroby”.

Problemy osobiste lub społeczne jako medyczne: fobia społeczna

Kiedy w 1997 r. firma Roche promowała swój lek przeciwdepresyjny Aurorix (moklobemid) jako wartościowy lek na fobię społeczną, jej firma public relations opublikowała notatkę prasową, podchwyconą przez niektóre media, w której ogłosiła, że ​​ponad milion Australijczyków cierpi na niedodiagnozowaną chorobę psychiczną zwaną fobia społeczna. W komunikacie opisano „stan niszczący duszę” i zacytowano psychologa klinicznego, który zdecydowanie popierał rolę leków przeciwdepresyjnych w jego leczeniu. W tamtym czasie dane rządowe sugerowały, że liczba osób cierpiących na to zaburzenie może sięgać 370 000.

W 1998 r. w artykule prasowym „Too nieśmiały, żeby wyrazić to słowami” – tym razem nie zaaranżowanym przez Roche’a – zasugerowano, że na tę chorobę dotknięte są dwa miliony Australijczyków. Wszystkie doniesienia medialne wydawały się być częścią szerszego wysiłku mającego na celu zmianę powszechnego postrzegania nieśmiałości z problemów osobistych na zaburzenie psychiczne.

Ważnym aspektem marketingu moklobemidu przez firmę Roche była współpraca z grupą pacjentów o nazwie Fundacja ds. zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych i lękowych w Wiktorii oraz finansowanie dużej konferencji na temat fobii społecznej. Według ówczesnego szefa fundacji: „Roche inwestuje mnóstwo pieniędzy w promowanie fobii społecznej. . . Firma Roche sfinansowała konferencję, aby pomóc rozpowszechnić fobię społeczną wśród [lekarzy pierwszego kontaktu] i innych pracowników służby zdrowia. . . Był to także sposób na podniesienie świadomości w mediach”. Promocja leku przeciwdepresyjnego przez firmę Roche obejmowała także współpracę z pozornie niezależnymi specjalistami medycznymi, z których jeden został później opisany przez agenta ds. public relations jako „człowiek moclobemidowy” (komunikacja osobista, 1998).

W praktycznym przewodniku Marketingu Farmaceutycznego wskazano promowanie fobii społecznej jako pozytywny przykład kształtowania przez marketerów leków opinii medycznej i publicznej na temat choroby. „Być może będziesz musiał podkreślić fakt istnienia choroby i/lub wartość jej leczenia. Klasycznym tego przykładem była potrzeba uznania w Europie fobii społecznej za odrębną jednostkę kliniczną i potencjał leczenia jej środkami przeciwdepresyjnymi, takimi jak moklobemid” – czytamy w przewodniku branżowym. Kontynuowano: „W USA rozpoznano fobię społeczną, w związku z czym zmobilizowano transatlantyckich liderów opinii do udziału w działaniach doradczych, spotkaniach, publikacjach itp., aby pomóc wpłynąć na ogólną wiarę w Europę”. Medykalizacja ludzkiego cierpienia wydaje się nie mieć granic.

Starszy urzędnik Roche przyznał niedawno, że promocja firmy wzmaga występowanie fobii społecznej w Australii. „Wiele szacunków dotyczących chorób jest przesadnie przesadzonych. . . Specjaliści od marketingu zawsze to przekręcają” – powiedział lokalny dyrektor zarządzający, pan Fred Nadjarian (zobacz artykuł prasowy).

Zagrożenia rozumiane jako choroby: osteoporoza

Podobnie jak wysokie ciśnienie krwi czy podwyższony poziom cholesterolu, medykalizacja zmniejszonej masy kostnej – która pojawia się wraz z wiekiem – jest przykładem czynnika ryzyka postrzeganego jako choroba.

W przeciwieństwie do medykalizacji łysienia, postrzeganie osteoporozy jako choroby jest etycznie złożone. Spowolnienie utraty masy kostnej może zmniejszyć ryzyko przyszłych złamań – tak jak obniżenie ciśnienia krwi może zmniejszyć ryzyko udaru lub zawału serca w przyszłości – ale dla większości zdrowych osób ryzyko poważnych złamań jest niskie i / lub odległe i bezwzględnie Krótko mówiąc, długoterminowe zapobiegawcze leczenie farmakologiczne zapewnia niewielką redukcję ryzyka. Na przykład w badaniu kontrolowanym placebo, w którym alendronian przyjmowano przez cztery lata przez kobiety, które nie miały żadnych złamań, ale których gęstość mineralna kości była o 1,6 odchylenia standardowego niższa od średniej dla zdrowych młodych dorosłych białych kobiet, częstość występowania złamań kręgów w badaniu radiologicznym wynosiła 3,8 % w grupie placebo i 2,1% w grupie leczonej. Odpowiada to względnej redukcji ryzyka o 44%, ale bezwzględnej redukcji ryzyka jedynie o 1,7%.

Co więcej, promocyjne skupienie się na chemicznych rozwiązaniach złożonego problemu zapobiegania złamaniom odwraca uwagę od różnych skromnie skutecznych strategii niefarmakologicznych, takich jak suplementacja diety wapniem i witaminą D, rzucenie palenia i ćwiczenia obciążające.

Pomimo zawiłości etycznych osteoporoza pozostaje mocnym przykładem rozprzestrzeniania się chorób, ponieważ rola korporacji w zmianie sposobu myślenia populacji o utracie masy kostnej była tak rozległa. Firmy farmaceutyczne sponsorowały spotkania, na których definiowano chorobę, sfinansowały badania nad terapiami i nawiązały szerokie powiązania finansowe z czołowymi badaczami. Finansowali grupy pacjentów, fundacje zajmujące się chorobami i kampanie reklamowe (dotyczące zarówno leków, jak i chorób) skierowane do lekarzy oraz sponsorowali nagrody medialne dotyczące osteoporozy, oferujące lukratywne nagrody dla dziennikarzy.

Kontrowersyjna definicja

W przeciwieństwie do większości korporacyjnych promocji, definicja osteoporozy jest nadal kontrowersyjna. Kryteria diagnostyczne ustalone przez Światową Organizację Zdrowia, które określają gęstość kości młodych białych kobiet jako „normalną” i oceniają kości starszych kobiet według tego standardu, są kontrowersyjne. Kluczowe spotkanie grupy badawczej WHO zajmującej się określeniem rozpoznania osteoporozy zostało częściowo sfinansowane przez trzy firmy farmaceutyczne.

Związek między gęstością kości a ryzykiem złamań jest również przedmiotem kontrowersji naukowych, a recenzenci zwracają uwagę, że chociaż gęstość mineralna kości jest powiązana ze złamaniami, nie jest ona wystarczająco dokładnym czynnikiem prognostycznym ryzyka złamań u danej osoby, aby można go było stosować jako wskazówkę terapia. Z niedawnej oceny przeprowadzonej przez Uniwersytet Kolumbii Brytyjskiej wynika, że ​​„dowody z badań nie potwierdzają ani całej populacji, ani wybiórczej. . . Badanie gęstości mineralnej kości zdrowych kobiet w okresie menopauzy lub w jej pobliżu jako metoda przewidywania przyszłych złamań”.

Badania dobrej jakości wykazały, że kilka leków, w tym estrogeny, selektywne leki modulujące receptory estrogenowe i bisfosfoniany, zmniejszają ryzyko złamań. Jednakże, chociaż publiczna promocja tych leków często opiera się na prezentacjach względnego zmniejszenia ryzyka złamań, bezwzględne zmniejszenie ryzyka złamań w przypadku zdrowych kobiet jest niewielkie w porównaniu z potencjalnymi szkodami i kosztami.

Marketing strachu

Fundacja medyczna Osteoporosis Australia, która otrzymała fundusze od firm farmaceutycznych, wydała niedawno komunikat prasowy, w którym nalega, aby ludzie poddali się jednominutowemu testowi na ryzyko wystąpienia osteoporozy. Według fundacji „nazywamy tę chorobę cichym złodziejem: jeśli nie zachowasz czujności, może się do ciebie podkraść i odebrać ci jakość życia i długoterminowe zdrowie”. Załączona 10-punktowa lista kontrolna sugeruje, że samo bycie kobietą w okresie menopauzy wystarczyło, aby uzasadnić wizytę u lekarza w celu wykonania badań w kierunku tej choroby. Konstrukcja powszechnie stosowanych kryteriów diagnostycznych WHO jest taka, że ​​u dużej liczby zdrowych kobiet w okresie menopauzy zostanie automatycznie zdiagnozowana ta „choroba” na podstawie porównania ich kości z kościami znacznie młodszych kobiet.

W kontekście kontrowersji wokół definicji choroby, niskiej wartości predykcyjnej pomiaru gęstości kości i mocno reklamowanych drogich terapii oferujących marginalne korzyści kobietom w okresie menopauzy, działania promocyjne wspierane przez korporacje mają na celu przekonanie milionów zdrowych kobiet na całym świecie, że są chore.

Szacunkowe dane dotyczące częstości występowania chorób opracowane w celu maksymalizacji rozmiaru problemu medycznego: zaburzeń erekcji

Dwustronicowe reklamy powiedziały ostatnio Australijczykom, że 39% mężczyzn odwiedzających lekarzy pierwszego kontaktu ma problemy z erekcją. Reklama przedstawiała nieszczęśliwą parę, wyglądającą na 30-40 lat, po przeciwnych stronach podwójnego łóżka, z towarzyszącym tekstem: „Problemy z erekcją: trudno o tym mówić, łatwo je leczyć”. Podobnie jak w przypadku większości przypadków rozprzestrzeniania się chorób, kluczową strategią w tym przypadku było sprawienie, aby choroba sprawiała wrażenie jak najbardziej rozpowszechnionej.

Twierdzenie 39% zawarte w reklamie zostało odniesione do streszczenia wyników ankiety. Pełna wersja opublikowanego badania ujawniła, że ​​39% uzyskano po zsumowaniu wszystkich kategorii trudności, w tym mężczyzn, którzy zgłaszali problemy tylko „sporadycznie”, a średni wiek osób zgłaszających całkowite zaburzenia erekcji wynosił 71 lat. W innym niedawnym australijskim badaniu, nie cytowanym w reklamie, oszacowano, że problemy z erekcją dotykają jedynie 3% mężczyzn po 40. roku życia i 64% mężczyzn po 70. roku życia.

Drobnym drukiem reklamy powołano się na organizację przyjmującą, Impotence Australia i dwie inne grupy, ale nie wspomniano, że reklama została sfinansowana przez producenta sildenafilu (Viagra), firmę Pfizer. W tamtym czasie firma Impotence Australia została założona niedawno dzięki dotacji w wysokości 200 000 dolarów australijskich (74 000 funtów; 105 200 dolarów; 119 400 euro) od firmy Pfizer. Jej dyrektor wykonawczy powiedział prasie: „Rozumiem, że ludzie mogą mieć wrażenie, że jest to przykrywka dla firmy Pfizer”.

Broniąc publicznego promowania problemów z erekcją, rzecznik firmy Pfizer powiedział: „Najlepszym konsumentem jest konsument wykształcony. . . Kto lepiej niż producent może pomóc w tym procesie?” (komunikacja osobista, 5 marca 2002).

Dyskusja

Te obserwacje dotyczące rozprzestrzeniania się chorób mają charakter selektywny i wstępny. Nie są one wynikiem systematycznych badań, ale raczej serią anegdotycznych studiów przypadków, których celem jest sprowokowanie debaty. Niewiele wiemy o prawdziwym zasięgu tych finansowanych przez przemysł stref wpływów, a jeszcze mniej o ich wpływie. Wierzymy jednak, że więcej informacji i analiz na temat natury i funkcjonowania tych „bezbożnych sojuszy” jest uzasadnionych. Głównym problemem przedstawionych tu przykładów są niewidoczne i nieuregulowane próby zmiany publicznego postrzegania zdrowia i chorób w celu poszerzenia rynków dla nowych leków.

Chociaż media głównego nurtu już odgrywają ważną rolę w badaniu i raportowaniu współczesnych działań promocyjnych, można zrobić więcej, aby zdemaskować i ograniczyć wprowadzające w błąd historie o „cudownych lekach”, które ułatwiają rozprzestrzenianie się chorób.

Jako praktyczny krok sugerujemy, aby pracownicy służby zdrowia, decydenci, dziennikarze i konsumenci odeszli od polegania na sponsorowanych przez firmę materiałach na temat charakteru lub częstości występowania choroby. Prawdziwie niezależne źródła informacji o problemach zdrowotnych mogłyby zastąpić te nastawione na spowodowanie zachorowania jak największej liczby zdrowych osób.

Tak jak badacze z Cochrane Collaboration generują systematyczne oceny najlepszych dowodów na temat terapii, podobny wysiłek może być wymagany przy ocenie i/lub tworzeniu bezstronnych informacji na temat chorób – zaczynając od schorzeń najbardziej podatnych na rozprzestrzenianie się chorób. Niezależne zaangażowanie świeckich ma kluczowe znaczenie dla tworzenia dokładnych, kompleksowych i dostępnych materiałów.

Opinia publiczna ma prawo wiedzieć o kontrowersjach wokół definicji chorób oraz o samoograniczającym się i stosunkowo łagodnym naturalnym przebiegu wielu schorzeń. Finansowany ze środków publicznych i niezależnie prowadzony program „demedykalizacji” oparty na poszanowaniu godności ludzkiej, a nie na wartościach dla akcjonariuszy czy pychie zawodowej, jest spóźniony.

 

Zalecenia dotyczące „demedykalizacji” normalnych schorzeń

  • Odejdź od wykorzystywania finansowanych przez firmę informacji na temat schorzeń/chorób medycznych
  • Generuj niezależne dostępne materiały na temat schorzeń i chorób
  • Poszerzyć pojęcie świadomej zgody, aby uwzględnić informacje o kontrowersjach wokół definicji stanów i chorób

 

Komentarz: Medykalizacja czynników ryzyka

Mężczyzna w średnim wieku chory na zapalenie płuc może zastanawiać się, dlaczego lekarz prowadzący wkłada mu palec do odbytnicy. Jest to badanie przesiewowe i nie ma nic wspólnego z chorobą pacjenta. Lekarz może wykryć zlokalizowanego raka prostaty, a następnie pacjent może zostać poddany radykalnej prostatektomii, chociaż żadne dowody z randomizowanych badań nie wskazują na skuteczność tej operacji. Pacjent z zapaleniem płuc nie może być pewien, że prostatektomia zwiększy jego szansę na dłuższe życie, ale prawdopodobnie jego życie będzie wydawało się dłuższe, ponieważ operacja powoduje impotencję u większości mężczyzn. Tej katastrofalnej konsekwencji poświęcono zbyt mało uwagi, jednak wielu mężczyzn odpowiednio poinformowanych zdecyduje się nie poddać badaniu przesiewowemu.

Czynnikiem ryzyka raka prostaty u mężczyzny był jego wiek. Podwyższony wiek prowadzi do innych, nieprzewidzianych interwencji. W niektórych krajach kobiety zapraszane są na mammografię listem, w którym data i godzina wizyty została już ustalona. Wywiera to presję na te kobiety, które muszą aktywnie odrzucić zaproszenie, jeśli nie chcą zostać poddane kontroli. Czasami kobiety proszone są o podanie powodów niestawienia się na wizyty, tak jakby było to obywatelskim obowiązkiem. W ulotkach kobiety otrzymują prosty przekaz – że wcześnie wykryty rak można wyleczyć, a wczesny nowotwór często można leczyć za pomocą operacji oszczędzającej pierś. Dane mówią co innego: nie ma wiarygodnych dowodów na to, że badania przesiewowe piersi ratują życie; badania przesiewowe piersi prowadzą do większej liczby operacji, w tym większej liczby mastektomii; szacunki pokazują, że ponad jedna dziesiąta zdrowych kobiet uczestniczących w programie badań przesiewowych piersi doświadcza znacznego stresu psychicznego przez wiele miesięcy. ,

Starsi naukowcy argumentują, że debata ta nie powinna odbywać się publicznie. Ten błędny paternalizm sprawia, że ​​zastanawiamy się, dlaczego pracownicy służby zdrowia tak chętnie interweniują w życie zdrowych ludzi i ich punkt widzenia na ryzyko. W Danii najczęstszą przyczyną zgonów z powodu nowotworów wśród kobiet nie jest już rak piersi, ale obecnie rak płuc, który jest głównie wynikiem samookaleczenia.

Wydaje się, że każda osoba dąży do zrównoważenia korzyści wynikających z podejmowania ryzyka z postrzeganymi zagrożeniami. To prawdopodobnie wyjaśnia, dlaczego przepisy dotyczące zapinania pasów bezpieczeństwa nie zmniejszyły liczby zgonów w wyniku wypadków drogowych. Takie zgony zdarzają się obecnie raczej osobom znajdującym się na zewnątrz niż w pojeździe – prawdopodobnie dlatego, że kierowcy zapinający pasy bezpieczeństwa czują się bezpieczniej i jeżdżą szybciej lub bardziej nieostrożnie niż ci, którzy tego nie robią.

Kolejnym ważnym czynnikiem jest wiarygodność badań ryzyka. Zwiększone ryzyko jest często zgłaszane w badaniach kliniczno-kontrolnych, które nie identyfikują w sposób wiarygodny umiarkowanego wzrostu ryzyka. Często cytowana i starannie przeprowadzona metaanaliza badań kliniczno-kontrolnych wykazała 30% wzrost ryzyka raka piersi po aborcji wywołanej1-7, później zostało to obalone w dużym badaniu kohortowym. Większość epidemiologów, z którymi rozmawiał magazyn Science, stwierdziła, że ​​nie potraktowałaby poważnie ani jednego badania zgłaszającego nową potencjalną przyczynę raka, chyba że zwiększałoby to ryzyko co najmniej trzykrotnie; niektórzy nawet zauważyli, że dolna granica przedziału ufności powinna przekraczać 3. Niemniej jednak na laików wpływa wzrost ryzyka o 50-100%, co prowadzi do dużego niepokoju opinii publicznej i wielu negatywnych zmian w stylu życia. Niektórzy ludzie, na przykład, będą przestrzegać nieatrakcyjnych diet lub rezygnują ze sportu, gdy powiedzą im, że ich gęstość mineralna kości jest niska, mimo że diety te mogą nie wpływać na gęstość mineralną kości, a brak aktywności zwiększa ryzyko złamań.

Masowa interwencja na delikatnych podstawach może prowadzić do masowych szkód. Główny wynik badań przesiewowych w kierunku raka – śmiertelność w zależności od choroby – jest niewiarygodny i stronniczy na korzyść badań przesiewowych. , , Dlatego rozsądne wydaje się wykazanie wpływu programu badań przesiewowych na całkowitą śmiertelność w dobrych randomizowanych badaniach i pełne poinformowanie opinii publicznej o skutkach niepożądanych przed wdrożeniem programu. Największym ryzykiem dla populacji w tej chwili może być bezkrytyczne przyjęcie badań przesiewowych w kierunku raka – na przykład raka szyjki macicy, piersi, prostaty, jelita grubego i płuc, , , , pomimo braku dowodów na wpływ na śmiertelność całkowitą. U większości zdrowych osób w wieku powyżej średniego można dostrzec oznaki poprzedzające nowotwór, a ryzyko wyrządzenia szkody przez badania przesiewowe i rozpoznania „pseudochorób” jest przerażające. To, czy czynniki ryzyka należy przekształcić w chorobę, wymaga również dokładnego rozważenia w przypadku innych badań przesiewowych – na przykład wykrywających łagodne nadciśnienie lub łagodną hipercholesterolemię.

Być może nadszedł czas, aby ponownie przemyśleć, o co chodzi w życiu i przypomnieć sobie, że większość ludzi jest gotowa podjąć znaczne ryzyko w swoim codziennym życiu, aby zachować radość i autonomię. W Pożegnaniu z Afryką Karen Blixen napisała, że ​​Europejczyk chce ubezpieczyć się od losu, podczas gdy Afrykanin przyjmuje wszystko takim, jakim jest. Napisała też: „Frei lebt wer sterben kann” [Ci, którzy mogą umrzeć, żyją swobodnie].

 

Żródło: tłumaczenie automatyczne z https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC1122833/

 

Wato zobaczyć: https://instytutsprawobywatelskich.pl/zachodnie-farmakracje-monomedycyna-na-uslugach-panstwa-terapeutycznego-thomas-szasz/